Fot. Unsplash |
Kupujecie na przecenie, bo to przecież okazja i szkoda byłoby z niej nie skorzystać. Wpadacie na chwilę do osiedlowego second handu i wychodzicie z kolejną sukienką (spódnicą, bluzką, etc.), której tak naprawdę nie potrzebujecie. A na koniec okazuje się, że w szafie macie kilkanaście ulubionych ubrań, w których chodzicie najczęściej, a te pozostałe tylko zajmują miejsce i dodatkowo przypominają o bezsensownie wydanych pieniądzach. Brzmi znajomo?
Na początku 2018 roku wrzuciłam na bloga post, w którym pisałam, jak zamierzam zmienić swoje podejście do odzieżowych zakupów. W którymś momencie zauważyłam, że w mojej szafie pojawia się coraz więcej ubrań, których później nie noszę i zaczęło mi to przeszkadzać. Po pierwsze dlatego, że miałam wrażenie, że nie do końca panuję nad tym, co i jak kupuję. Po drugie, denerwował mnie wieczny bałagan w szafie i czas, jaki spędzałam na porządkowaniu rzeczy.
Co przede wszystkim chciałam osiągnąć?
- Kupować mniej i robić bardziej przemyślane zakupy. Z tym miałam problem, z którym postanowiłam się zmierzyć.
- Pozbyć się ubrań, których nie noszę i zostawić tylke te, które naprawdę lubię.
- Mieć porządek w szafie.
Jaką obrałam taktykę i co zyskałam dzięki wprowadzonym zmianom?
Pod koniec października zrobiłam przegląd w szafie. Wciąż było w niej za dużo ubrań, których nie nosiłam. Postanowiłam spakować wszystkie sukienki, spódnice i bluzki i wystawić je na sprzedaż. Sporą część oddałam także do schroniska dla kobiet i dzieci w Łodzi.W ten sam sposób ograniczyłam ilość ubrań na sezon jesienno-zimowy i zostawiłam tylko te rzeczy, które lubię najbardziej. Przy wyborze kierowałam się regułą, o której przeczytałam w książce Marie Kondo " Magia sprzątania". Zasada jest bardzo prosta i brzmi "Wybieraj to, co sprawia ci radość".
Jak to wyglądało w praktyce? Brałam każdą rzecz do ręki, mierzyłam i zastanawiałam się, jak się w niej czuję. Nie chodziło o to, jak wyglądam, tylko jak dana rzecz wpływa na moje samopoczucie. Jeśli dobrze, zostawała w szafie. Jeśli nie bardzo, lądowała na kupce "do oddania".
Dzięki temu wybrałam tylko te rzeczy, w których czułam się najlepiej i zrealizowałam trzy ważne dla mnie cele:
1. W mojej szafie znalazło się mniej ubrań, dzieki czemu dokładnie wiedziałam, co mam
2. Nie miałam problemu z wyborem stylizacji i zyskałam więcej czasu dla siebie
3. Po kilku tygodniach wiedziałam już, które rzeczy stanowią moją bazę, a z których mogę zupełnie zrezygnować.
W styczniowym poście pisałam także o liście "must have", ale z biegiem czasu dodawałam do niej coraz mniej nowych pozycji. Jedną z rzeczy, która się na niej wcześniej znalazła, a którą postanowiłam kupić podczas jesiennej wyprzedaży, była aksamitna narzutka z kapturem marki Collectif.
Co było dla mnie zaskoczeniem po zmniejszeniu liczby ubrań w szafie?
Gdyby kiedyś ktoś mi powiedział, że kilka miesięcy przechodzę niemal wyłącznie w spodniach, popukałabym się w głowę. Do tej pory sukienki i spódnice stanowiły podstawę moich stylizacji. W spodniach chodziłam bardzo OKAZJONALNIE, bo nie czułam się w nich dobrze. Ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy to właśnie ten element został moją odzieżową bazą. Dlaczego? Bo znalazłam fason, w którym czuję sie najlepiej.W H&M kupiłam czarne dżinsy typu bootcut i to był strzał w dziesiątkę. Razem z dwiema parami spodni, które miałam już w szafie ( modele retro z wysokim stanem i bardzo szerokimi nogawkami), zbudowałam podstawę codziennych stylizacji.
Do spodni najchętniej wkładam eleganckie koszule. Mam w szafie kilka ulubionych - czerwoną z wiązaną pod szyją kokardą, ciemnozieloną, transparentną czarną oraz taką z bardzo szerokimi rękawami. Do tego jeszcze jedną ozdobioną kwiatowym nadrukiem. Do spodni noszę także marynarki retro. Zostawiłam w szafie trzy modele. A także dwa kardigany oraz trzy dopasowane swetry.
Co z sukienkami i spódnicami? Zimą świetnie sprawdziła się dopasowana, dzianinowa sukienka z długim rękawem oraz kupiona w Berlinie czarna, wełniana spódnica z lat 70. Inne sukienki zostawiam sobie przede wszystkim na imprezy.
Co mnie jeszcze mnie zaskoczyło? Kompletnie nie brakowało mi ubrań, które spakowałam do torby i które postanowiłam później sprzedać lub oddać.
Jak będę przygotowywać szafę na wiosnę?
Za chwilę schowam zimowe ubrania i pozbędę się tych, których nie nosiłam przez ostatnie miesiace. Sporo z nich na pewno sprzedam lub oddam potrzebującym. Na sezon wiosenny przygotuję sobie zestaw ulubionych rzeczy, żeby zobaczyć, w których czuję się najlepiej i które powinny zostać ze mną na dłużej. W wiosennych miesiącach wrócę na pewno do sukienek i spódnic oraz t-shirtów, których mam w szafie najwięcej.Moje cele na najbliższe miesiące
1. Mieć w szafie tylko te ubrania, które lubię i w których dobrze się czuję2. Stopniowo pozbywać się rzeczy, z którymi nadal z jakiegoś powodu trudno mi się rozstać, a których nie noszę (najczęściej to ubrania, na które wydałam sporo pieniędzy) i które zajmują niepotrzebnie miejsce
3. W kolejnym kroku przejrzeć buty, torebki i dodatki. Zostawić tylko te, które noszę i lubię.
Nie chce narzucać sobie jasno określonej liczby ubrań w szafie, do której będę dążyć - to na pewno nie jest moim celem. Nie zamierzam także całkowicie rezygnować z zakupów. Na pewno tak jak w poprzednim roku,większość "nowych" rzeczy pochodzić będzie ze sklepów z odzieżą używaną oraz serwisów typu Vinted.
Chcę również sukcesywnie pozbywać się kolejnych niepotrzebnych rzeczy i nie kupować pod wpływem impulsu, jak często mi się zdarzało.
Trochę szkoda że jestem dopiero pierwszym kto udziela tutaj komentarza.To na pewno nie jest bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak jak warto inwestować w ubrania dobrej jakości i lepiej mieć mało ubrań, ale takich, które będą zawsze do siebie pasowały, tak samo warto inwestować z dobrej jakości bieliznę, która będzie służyła nam latami i nie rozciągnie się po roku użytkowania. Czasem lepiej wydać więcej na jedną rzecz, ale na przestrzeni lat taki zakup na się zwróci.
OdpowiedzUsuń