Ciekawa dyskusja, którą obejrzałam w ostatni czwartkowy wieczór na TVP Kultura (kto nie oglądał, może zobaczyć ją tutaj) sprawiła, że postanowiłam wrócić do zagadnienia, jak polska ulica reaguje na niestandardowo wyglądających ludzi. Pierwszy wpis na ten temat pojawił się na moim blogu już na samym początku (rok 2008) - wówczas opisywałam niechętne spojrzenia i komentarze dotyczące koloru moich rajstop (czerwony) oraz tego, co miałam na głowie (toczek z woalką).
Z biegiem lat coraz częściej pojawiały się na blogu wasze opinie na temat odwagi, która niezbędna jest do tego, by móc ubierać się zgodnie z tym, na co ma się ochotę. Często także odpowiadałam na pytania, jak na mój strój reaguje otoczenie. Odpowiedzi nie zawsze bywały takie same, najczęściej jednak przeważał w nich ton pesymistyczny, związany z zachowaniem przechodniów, których mijałam na ulicach.
Wracając do dyskusji - w jednej z jej części zaproszeni gości zastanawiali się nad tym, jak wygląda polska ulica, zwłaszcza w konfrontacji z zachodnimi miastami. Tak naprawdę rozmowa ta pozbawiona była dla mnie większego sensu - dyskutanci związani ze sztuką i światem mody, mieszkający w Warszawie, obracający się w towarzystwie osób nie będących reprezentantem polskiego społeczeństwa, narzekają, że ubieramy się zachowawczo, a za przykład ciekawie wyglądającej ulicy podają Japonię.
Warszawa, w której od kilku lat jestem codziennie, nie odbiega już tak bardzo od tego, co spotykam na Zachodzie. Tutaj niekonwencjonalny czy po prostu inny od średniej krajowej strój, mało kogo dziwi, bardzo rzadko jest także komentowany. Zapewne inaczej jest w centrum niż w pozostałych dzielnicach miastach, ale generalnie tutaj i moda jest inna, i reakcje otoczenia różnią się od tych, z jakimi spotkać można się w innych miejscach w tym kraju.
W niemal każdym innym polskim mieście, osoba wyglądająca inaczej niż większość mieszkańców musi liczyć się z komentarzami na swój temat, śmiechami, a czasem i rękoczynami (bo i o takich incydentach nie raz słyszałam). Część z was pisze, że na takie zachowanie stara się nie zwracać uwagi. Wiele z was przyznaje, że w tym kraju bycie indywidualistą modowym wiąże się często z wyzwiskami i obelgami.
Z takimi sytuacjami spotykam się bardzo często w Łodzi i choć mój strój jest zazwyczaj klasyczny, wzbudza on w wielu osobach dość dziwne reakcje. Najczęściej negatywne komentarze słyszę ze strony innych kobiet, młodszych, ale także i nieco starszych. Stoję na przystanku i widzę grupkę pań (przedział wiekowy 20 - 45) zmierzających do pobliskich zakładów pracy, które ostentacyjnie na mnie spoglądają, wymieniają się uwagami, a czasami komentują na głos, to co mam na sobie. Przyznam, że także staram się na to nie reagować, ale i moja cierpliwość ma swoje granice, a moment, w którym wybuchnę zbliża się z coraz większą szybkością.
Chciałabym czuć się na zewnątrz komfortowo i po prostu dobrze. Nie potrzebuję akceptacji każdej osoby napotkanej na ulicy. Jedyne czego mi brakuje, to większej tolerancji na inność. Swoim strojem nikogo nie krzywdzę, nie komentuję ubioru innych osób i tego samego wymagam od innych. Czy to zbyt wiele?
Co do tego że mężczyźni mają gorzej, owszem, ja sama ubieram się trochę inaczej (elegancko, trochę vintage, ale nie jestem poza "granicą" społecznej akceptacji, nie jest to styl jakiś bardzo ekstrawagancki), natomiast mój kolega, który ubiera się rowniez elegancko (myślę że na równym poziomie ze mną, że tak to ujmę) często jest komentowany. Sama nie raz byłam świadkiem, kiedy się z nim gdzieś wybierałam. Niestety raz też skończyło się na rękoczynach... Po prostu brak słów.
OdpowiedzUsuńDokładnie, w wielu miastach, jeśli mężczyzna wyjdzie poza schemat - dżinsy + T-shirt lub dres, nie ma łatwego życia. Mój strój też mieści się, jak to ładnie ujęłaś, w granicach społecznej akceptacji, jednak jak widać wielu osobom jednak przeszkadza to, że wygląda inaczej niż oni.
UsuńBardzo dobry tekst, dziękuję za poruszenie tematu. Powiem szczerze, że nie do końca wiem - i zapewne nigdy się nie dowiem - co powoduje, że ludzie w grupie reagują agresją wobec pojedynczej jednostki. To zapewne ta słynna 'psychologia tłumu'. Każdy kiedyś padł ofiarą poniżenia ze strony grupki oprawców, powodem ostracyzmu najczęściej jest (właśnie) wygląd. Sama byłam niejednokrotnie świadkiem, kiedy kilka dziewczyn wyśmiewało jedną, bezapelacyjnie bardzo atrakcyjną. To prawda, że kobiety częściej atakują inne kobiety, tu niestety odzywa się nasza kąśliwa, zawistna natura. Myślę, że syndrom ostracyzmu nigdy nie zniknie z naszych ulic, Polacy niestety wpajane mają od maleńkości, że większość ludzi to idioci i trzeba każdego traktować z góry. Łatwiej bezmyślnie podążać za tłumem niż wykazać się odrobiną pokory. Albo zwyczajnym pilnowaniem własnego nosa :)
OdpowiedzUsuńInność wzbudza nienawiść, do czego to doprowadziło, pokazał nieraz XX wiek. Też nie zrozumiem nigdy takiego zachowania, dlatego za każdym razem wzbudza to moje zdziwienie i smutek.
UsuńJako mieszkanka Warszawy jestem w uprzywilejowanej pozycji, bo rzeczywiście dużo więcej rzeczy tutaj "ujdzie". Nie masz jednak wrażenia, że reagując na negatywne opinie ludzi na temat Twojego wyglądu (ludzi, którzy nie są dla Ciebie żadnymi wyroczniami w tych sprawach), sankcjonujesz ich prawo do mówienia Ci, jak masz wyglądać? Nie uwierzę, że nie masz pozytywnego odzewu na temat swojego sposobu ubierania (jakby nie było, sama jestem fanką). Osobiście staram się ubierać w stylu retro, do pracy ostrożniej, po pracy mniej. Owszem, zdarzają się ludzie, którzy się gapią (trudno jednoznacznie stwierdzić, czy dlatego, że są zdegustowani, czy zaciekawieni), ale nigdy nie usłyszałam złej uwagi pod adresem tego, jak jestem ubrana. Za to pozytywnych uwag na temat sukienek, gorsetów, toczków, makijażu - mnóstwo. Może po prostu miałam szczęście?
OdpowiedzUsuńZgodzę się, że problem postrzegania przez otoczenie jest dużo większy w przypadku mężczyzn. Pokutuje u nas przekonanie, że dbanie o wygląd jest czymś umniejszającym męskość, że kierowanie się w doborze ubioru czymkolwiek innym niż wygoda jest... jakie, zniewieściałe? (tak jakby było w tym coś złego!) Wiosna przyszła, z przyjemnością patrzę na fajnie ubrane dziewczyny na ulicach, niekoniecznie w stylu retro. Fajnie ubranych mężczyzn jak na lekarstwo.
Takie osoby jak Ty, czy Szarmant są potrzebne, żeby widzieć, że można mieć inne poczucie stylu niż to, co lansują magazyny poświęcone modzie. Własny styl to coś, co buduje się latami i co wymaga samoświadomości i pewności siebie, której nam najczęściej brakuje. Ze strachu przed krytyką, sami krytykujemy.
Na ulicy w Krakowie minęła mnie dziś dziewczyna w ślicznej sukience w stylu retro - obie z koleżanką się za nią aż obejrzałyśmy, ale ostatecznie nic nie powiedziałyśmy. Natchnęłaś mnie, żeby być bardziej śmiałą w mówieniu ludziom na ulicy, że ładnie wyglądają. Żeby wiedzieli, że te spojrzenia, to czasami są spojrzenia podziwu i zachwytu nad odwagą i wyczuciem stylu.
Lola Noir - ale ja właśnie zupełnie nie reaguje na te zaczepki, bo rozmowa z takimi osobami do niczego by raczej nie doprowadziła. Jak sama zauważyłaś o wiele więcej osób skomentuje twój wygląd negatywnie niż powie ci, że fajnie wyglądasz, albo masz coś fajnego. Pamiętam, że kiedyś powiedziałam jednej dziewczynie w pociągu, że ma świetne buty, spojrzała na mnie, jakbym żartowała. Komplementy od obcych osób też nie są dobrze widziane.
UsuńMoże rzeczywiście masz szczęście, że spotykasz takich ludzi na swojej drodze. Jasne, ja też spotkałam się kilka razy z pozytywną reakcją na mój wygląd.
Och! Warszawa też nie jest tak wyrozumiała... Oryginalny strój nie robi wrażenia na części mieszkańców stolicy, ale przyznam, że spotkałam się z masą nieprzyjemnych komentarzy ze strony "różowych dziewcząt" zwanych po prostu dresiarami... Często nie mogą pojąć jak można nosić latem koronkowe rękawiczki albo malować usta na czerwono i zakładać spódnicę z halką... Dlatego ja albo nie zwracam uwagi albo odpowiadam na komentarze i szybko zwiewam (niestety, owe niewiasty mają tendencje do reagowania nazbyt agresywnie). :)
OdpowiedzUsuńCzerwona szminka też potrafi wzbudzać negatywne reakcje, a to już jest niezłe kuriozum. Z takimi paniami to lepiej nie zaczynać.
UsuńMieszkając w centrum Łodzi, w okolicy jednakże mało przyjemnej, nie przepadam nawet za wychodzeniem do pobliskiej Biedronki na zakupy sama. Już kilkukrotnie grupki młodych panów ubranych w dresy śmiały się ze mnie zupełnie otwarcie. Nie mówiąc o baaardzo nieprzyjemnych spojrzeniach i komentarzach od dziewcząt na oko 15-letnich, które spędziły na pewno o jedną godzinę za długo na solarium, ubranych w różowe panterki, wysadzane cekinami buty i wszelkiej maści Dolcze i Gibony.. Jako istotę delikatną psychicznie niejednokrotnie doprowadziło mnie to do płaczu.. Na zaczepki nawet nie próbuję odpowiadać, po dawnej sytuacji w autobusie, kiedy zagrożono mi "daniem w pysk".. Wpięcie we włosy kolorowych kwiatów chociażby nie powinno generować fali nienawiści od innych współobywateli...... :(
OdpowiedzUsuńNic, co założysz nie powinno wzbudzać nienawiści i takich chamskich reakcji. Niestety, możemy jedynie na złość tym wszystkim ludziom, ubierać się wciąż, tak jak chcemy.
UsuńChcesz przez to powiedzieć, że w Łodzi źle widziane jest noszenie kwiatów we włosach? Nie wiem jak ja to robię, może ktoś mnie oświeci, być może po prostu nie zauważam, ale jak chodzę z wpiętymi kwiatami we włosy (a robię to całkiem często, kwiaty są duże i kolorowe) to nie spotykam się z innymi komentarzami jak pochwałą mojego kwiatka. Podróżuję dużo, po Polsce i po świecie, szczególnie w lecie.
UsuńZapewne zależy od tego gdzie wyjdziesz. W centrum handlowym problemu nie ma, ale w okolicach mojego miejsca zamieszkania jest taka zuleria i meliniarnia, że strach wychodzić z domu.. Ale właściwie to prawie całe centrum Łodzi tak wygląda..
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZapomniałam jeszcze podać przykład może śmieszny, może tragiczny. Nie dalej jak w zeszłym roku banda brudnych dzieci w nieokreślonym wieku od 6 do 12 raz strzelała do mnie z procy, raz rzucała we mnie kartoflami.. Surowymi. Bo dziwadło idzie. Natomiast dwa lata temu w samym centrum miasta w tramwaju usłyszałam od dresiary że jestem "czerwoną ku***", bo nieopatrznie ubrałam się elegancko, włosy mam rude i spojrzałam w złą stronę.. Mówię wam, piękne miasto i wspaniali ludzie. Ani w Warszawie ani w Krakowie takie sytuacje się nie zdarzyły...
UsuńJak wiele lat temu po powrocie z zagranicznych wojaży odważyłam się nosić turkusowe buty i rajstopy, to ludzie prawie wpadali na słupy, żeby się za mną obejrzeć. Teraz jest trochę lepiej, trochę przestałam na to zwracać uwagę, ale nadal zdarza mi się łapać pełne dezaprobaty spojrzenia na moje zupełnie klasyczne, ale kolorowe sukienki.
OdpowiedzUsuńChyba trzeba po prostu patrzeć ponad głowami tych najbardziej skorych do krytyki. To oni mają problem, nie Ty :)
Po powrocie z Londynu w 2002 roku nabrałam niesamowitej śmiałości i przez kilka tygodni chodziłam w odjechanych ubraniach, wzbudzając takie same reakcje, jak ty swoimi kolorowymi rajstopami i butami. Po jakimś czasie mój entuzjazm osłabł, właśnie dzięki takim komentarzom. Też staram patrzeć ponad głowami i najczęściej chodzę ze słuchawkami na uszach.
UsuńŚwietny post i bardzo aktualny, bo akceptacja ludzi ubierających się nieco inaczej jest chyba u nas całkiem niezłym problemem. Większość ludzi po prostu nie ma wyobraźni i pewnie wielu brakuje odwagi, żeby założyć coś bardzo szalonego. Dlatego to dobrze, że ktoś pokazuje im, że można :) A co problemu z tolerancją, to on w Polsce w ogóle jest dość duży, nie tylko pod względem sposobu ubierania się. Swoją drogą to właściwie ciekawe, dlaczego. Akceptowanie i szanowanie drugiej osoby powinno być przecież dla wszystkich reakcją naturalną :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością w ciągu ostatnich kilku lat na ulicach Warszawy pojawiło się więcej ciekawie ubranych ludzi i nie wzbudzają oni tak wielkiej sensacji jak kiedyś, jednak moje doświadczenia są raczej przykre.
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że moje lawendowe włosy, dziecięce sukienki i różowe martensy to rzadko spotykana kombinacja, ale spojrzenia, jakimi częstują mnie współpasażerowie w autobusie albo ekspedientki w sklepach sugerują, że uciekłam właśnie z cyrku (to swoją drogą byłoby całkiem zabawne).
Rozumiem dzieciaki, które otwierają buzię ze zdziwienia i nierzadko pokazują mnie palcami (choć miłe to nie jest), ale dziewczyny w moim wieku, podśmiewające się za moimi plecami, bo one są na "takie rzeczy" "zbyt dorosłe"....wiadomo, o co chodzi.
Bardzo ciekawy post, mądrze napisany i poruszający istotny temat!
[swoją drogą - zapraszam na mojego bloga, na którym dzielę się moim stylem: www.pigeongray.blogspot.com]
Ciężko mi stwierdzić, jak jest w innych miastach Polski, ale żyjąc w Krakowie nie miałam problemów z moim kolorowym czy artystycznym ubiorem. Czasem ktoś coś skomentował (bezpośrednio do mnie) np. moje niebieskie rajtki. Niestety nie mogłam nigdy nosić tego co naprawdę chcę, ale też nie spotkałam się z tym co piszesz, o paniusiach z przystanku. Teraz mieszkam w Berlinie i czuję pełną swobodę do tego by wyglądać jak tylko sobie wymyślę. Uwielbiam wyglądać np. jak postać z innej epoki (lata '20, '40). Dziś paradowałam w stylizacji jak z filmów Tima Burtona (spotkałam się z wieloma komentarzami, tylko pozytywnymi). Mam nadzieję, że nabiorę kiedyś odwagi, by przeistoczyć się w postać z mojej najukochańszej secesji (u nas to by chyba pomyśleli, że film kręcą). Niby każdy ma prawo wyboru, a jednak wybór sprowadza się do jednej z opcji casual. Cieszę się, że Twój głos jest całkiem wyraźny i życzyłbym sobie więcej osób takich jak Ty. Zarówno internet jak i ulica Cię potrzebuje. A podśmiewują się ludzie, którzy więcej niż swoje podwórko to nie widzieli, nie podróżowali, nie poznali, nie czytali i ogólnie są zamknięci w swoim małym świecie. Sorry za tą epopeję, ale jakoś tak mnie naszło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Lidia
Na szczęście Polskę podziwiam jak obraz impresjonisty - z daleka. Z tego co piszecie, to głównie kobiety reagują tak często i ostro. Wg mnie to wynik kompleksów i zazdrości zmiksowanej z potrzebą społecznej akceptacji.
OdpowiedzUsuńW Holandii pełna wolność. Choć nie widzę, aby z niej korzystano. Kobiety ubierają się głównie w wyroby tuniko-podobne, leginsy i kozaki. Nie widziałam ani jednej, której ubiór by mnie pozytywnie zaskoczył. Sama jak tylko mogę noszę sukienki, szpilki, kwiaty we włosach, czerwoną szminka w zestawie codziennym. I chyba jedynie faceci reagują na takie zestawy. Czemu się akurat nie dziwię, bo pewnie spragnieni są widoku kobiet ubranych jak kobieta, a nie jak poganiacz bydła.
Od dłuższego czasu podziwiam Twój blog, stylizacje, konsekwencję i... odwagę w ubieraniu się tak jak lubisz. Dzięki Tobie zaopatrzyłam się w książki "Style me vintage" i próbuję podążać za wizją retro wizerunku. Polska mentalność się nie zmieni. Przynajmniej nie prędko, więc życzę aby niewidzialna tarcza ochronna chroniła Cię przed ich napastliwością.
Pozdrawiam
To jest ciekawa zależność... na Zachodzie kobiety ubierają się niechlujnie, na Środku i Wschodzie mężczyźni... jestem ciekaw dlaczego...
Usuńno cóż... żyjemy w kraju który nosi blizny (rany?) myślenia sowieckiego, dla którego estetyka była czymś zbędnym...do tego:
1) z jednej strony brak dopieszczenia/akceptacji powodujący bezustanne jej szukanie (wiele dziewczyn w PL ma dramatycznie niski poziom samo-akceptacji, a bez niego "dozwolone" są tylko zachowania masowe
2) z drugiej strony lenistwo połączone z "demokratyczną urawniłowką" powodujące, że wszystkich się wciąga w "standardy przeciętności"
Rafaello - trudno nie zgodzić się z tezą negatywnego wpływu PRL na polskie zachowanie, jednak czy osoby urodzone po roku 1990, nie mające żadnego kontaktu z tamtymi czasami i teoretycznie nieskażone ich wpływem można podciągać pod taką teorię? To są osoby, które powinny być zdecydowanie bardziej otwarte na inność, a z jakiejś przyczyny odnoszę wrażenie, jest zupełnie inaczej.
Usuńim dłużej o tym myślę, tym bardziej mam wrażenie, że zniszczenia w umysłach ludzi są znacznie głębsze, niż się to na pierwszy rzut oka wyjade...
UsuńRafaello zgadzam się z Tobą w zupełności. Z daleka i z dystansu widać to dużo wyraźniej. Ja pamiętam stan wojenny, policję strzelającą do ludzi i swój bezgraniczny zachwyt nad kolorowym dezodorantem FA, którego obecnie nie użyłabym nawet jako odświeżacz do WC... Ale wtedy... Niczego nie było, a jak było to szare i bure. Jestem skażona PRL-em. Kiedyś myślałam, że to pokolenie, które nie pamięta komunizmu, a nawet nie zna telefonów z tarczą, czasów bez komputera, kartek na buty i innych takich atrakcji będzie "normalne". Ale nie jest. Przerażające, ale widzę dokładnie takie same zachowania i sposób myślenia.
UsuńOsoby urodzone po roku 1990 (a nawet pod koniec lat '80), które teoretycznie nie miały kontaktu z "tamtymi" czasami (lub ich nie pamiętają), poznają świat jedynie z perspektywy rodziców, dziadków, wujków, rodzeństwa, pani w sklepie - wychowanych w PRL. Teoretycznie nieskażenie oznacza więc w praktyce pewien sposób myślenia, przekazywany kolejnym pokoleniom przez wszystkie żyjące osoby, wychowane za czasów PRL.
UsuńJa tam poznawałam (i wciąż poznaję) świat także poprzez książki, filmy, podróże, internet. Rodzina to mały wycinek tego doświadczenia. Wydaje mi się, że dzisiaj, w związku z dostępem do sieci właśnie, tolerancja na inność powinna być większa, bo można tę inność poznać i zobaczyć. Dlaczego jest na odwrót - nie wiem.
UsuńTeż oglądałam tę ,,Halę odlotów" i w dyskusji nawet nie zauważyłam tak dokładnie problemu nietolerancji stroju czy wyglądu w Polsce, ale bardziej porównania stylu Polaków z innymi krajami. Jakby koniecznie każdy kraj musiał mieć jakiś określony styl. Już bardziej potrzebna jest otwartość, bo - to też usłyszałam w jakimś programie, ale niestety nie pamiętam - ,,Polska to nie tylko Warszawa, Polska zaczyna się 50 km za Warszawą". Zastanawiam się co tak dokładnie jest powodem jawnego poniżania innych. Chęć poprawy nastroju, brak pewności siebie, wzbudzenie podziwu w grupie? Może i chwilowo ktoś poczuje się lepiej, gdy obrazi drugiego, ale mieć w sobie jad i niechęć do innych, do świata - jak to musi męczyć na dłuższą metę.
OdpowiedzUsuńJak czytałam komentarze to mnie zmroziło - rzucanie w kogoś kartoflami albo wyzywanie z powodu stroju?
Polska nigdy nie była krajem tolerancji, przynajmniej dla mnie, ale to co przeczytałam mnie zszokowało. Nie myślałam, że takie rzeczy się jeszcze zdarzają. To przykre a jednocześnie wskazuje jak istotną rolę może odegrać tutaj edukacja.
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się tym co gadają, ludzie będą zawsze gadać. To o nich świadczy, o ich małostkowości! Najwazniejsze aby zawsze pozostać sobą, jak dla mnie wyglądasz rewelacyjne. Zawsze z przyjemnością czytam Twojego bloga i podpatruje ciekawe stylizację, szukacjąc inspiracji ;) I niemoge wyjśc z podziwy skąd Ty wytrzaskujesz te wszystkie cudeńka! Pozdrawiam Klaudyna
OdpowiedzUsuńMnie na szczęście nie zdarzyły się jakieś większe nieprzyjemności, choć moje szydełkowe stroje na ogół wzbudzają ciekawość i miłe słowa to i zdarzały się i te chamskie. Pamiętam raz w Krakowie (to było jakoś po ślubie księżnej Kate z Williamem)założyłam sobie mój fioletowy szydełkowy toczek inspirowany oryginalnymi projektami z lat 40-tych. Nie miałam do niego dopiętej woalki, czy kwiatów, a spotkał się z tak licznymi negatywnymi komentarzami, że aż byłam w szoku ! Inna rzecz, że na jego temat wypowiadali się raczej panowie, którzy mogli mieć parę promili w krwi i tym podobne typy...
OdpowiedzUsuńZdziwiło mnie to bo zawsze lubiłam Kraków za tą większa swobodę, gdzie pozwalałam sobie (i nie tylko ja)na najróżniejsze "odważne w mym odczuciu" pomysły na strój.
Przeczytałam artykuł i komentarze i zdołowałam się. Mieszkam w Łodzi i bardzo bym chciała żeby to miasto było stolicą indywidualności, ale to chyba niemożliwe do spełnienia. Bardzo rzadko widuję tu ludzi ciekawie ubranych:( Sama czasem też lubię troszeczkę zaszaleć. Ostatnio założyłam zielone spodnie i czerwoną bluzkę z kokardą w białe grochy. Byłam bardzo zdziwiona kiedy napotkałam wzrok pewnej pani patrzącej na mnie z pogardą O_o brak słów...
OdpowiedzUsuńPamiętam jak kilka lat temu w godzinach popołudniowych na dworcu, w moim mieście Gdańsku musiałam uciekać przed bandą dresów. Zobaczyli długą do ziemi spódnicę w kwiaty, krzyknęli "hipis!" i rzucili się w moją stronę. Na szczęście akurat podjechał autobus, więc wskoczyłam do niego i byłam uratowana. Teraz widzę, że wiele się zmieniło u nas na lepsze. Może dlatego, że więcej turystów do nas przyjeżdża, więcej się też dzieje na mieście. Niemniej jednak zdarzają się przytyki – ostatnio w tramwaju stojąca za mną para głośno komentowała mój strój.. ale przynajmniej mogę już spokojnie wychodzić w szpilkach (wiadomo -10 do ucieczki), przytyki jakoś wytrzymuje ;) póki co.
OdpowiedzUsuńLudzie ubierają się jak wycięci z szablonu,wszyscy tak samo nudno. Szokuje mnie to co kobiety kupują i jeszcze są dumne, że są tak MODNE.
OdpowiedzUsuń